Została wpisana na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. Odbywa się nieprzerwanie od 313 lat. Biorą w niej udział tysiące pątników w różnym wieku. Mowa o pieszej pielgrzymce z Warszawy na Jasną Górę. W tym roku po raz pierwszy odwiedziła ją Ikona Nawiedzenia.
Był 10 sierpnia 2024 r. Pielgrzymi wyszli na szlak z miejscowości Psary i nic nie zapowiadało tego, co się wydarzy. Chłodny poranek, zmęczone nogi, pochmurne niebo.
Około godziny 8 pielgrzymi wypełnili plac przed Sanktuarium Chrystusa Cierniem Ukoronowanego oraz Krwi Zbawiciela w Paradyżu. Było gwarno, a pątnicy pochłonięci byli prozaicznymi czynnościami: jedzeniem, opatrywaniem obolałych nóg. W oddali słychać było szum przejeżdżających samochodów.
Powoli narastający dźwięk syren nie zwrócił niczyjej uwagi. Dopiero głos ojca kustosza Ikony Nawiedzenia wybił wszystkich z letargu. Na placu zapanowała cisza. Rozległ się głos pieśni Maryjnej, a przy głosie fanfarów powoli zaczęły otwierać się drzwi samochodu – kaplicy, w której ukazał się wizerunek Maryi. Tej samej która od 1957 roku peregrynuje po polskich ziemiach, niczym mobilny testament bł. Prymasa Wyszyńskiego.
Pielgrzymi byli zaskoczeni i wzruszeni. Zmęczenie i ból stóp zeszły na drugi plan, a kolana same ugięły się przed Matką. Niczym fala morska, kolejne rzędy braci i sióstr klękały, gdy Ona, niesiona na ramionach głównych porządkowych, wchodziła w głąb zapełnionego placu.
„To była niezwykła chwila, wzruszenie, radość, zaskoczenie. Idziemy do Matki, a tu Matka przychodzi do nas” – opowiada jedna z pątniczek.
To było zaskoczenie. I choć żyjemy w świecie mediów społecznościowych, gdzie wszystko staje się wiadomością publiczną, o tym nie wiedział nikt na placu prócz kierownika pielgrzymki i ojca kustosza. To była piękna niespodzianka. Wydarzenie wymagało nie lada wysiłku organizacyjnego, a jednak do końca pozostało w tajemnicy. Jak wspomina jeden z głównych porządkowych, który niósł Matkę na swoich ramionach: „Nikt się tego nie spodziewał, wiedzieliśmy tylko, że mamy tak posadzić grupy, aby była drożna droga przez środek placu. To była wielka niespodzianka, o której wiedział chyba tylko Przeor i może ktoś jeszcze”.
To pierwsza taka sytuacja, gdy ikona peregrynująca parafie pojawiła się na szlaku pielgrzymki. Jak się okazuje ta niespodzianka była przygotowana od kilku miesięcy.
„Chociaż nawiedzenie odbywało się w okolicy Paradyża, to jednak zabranie Matki Bożej z parafii wymagało wielu starań. Parafie mają ścisły grafik uroczystości podczas odwiedzin Matki, więc przede wszystkim musiał się zgodzić proboszcz owej parafii na takie niejako porwanie Matki Bożej na trzy godziny” – wspomina kustosz nawiedzenia, o. Dariusz Nowicki.
Element zaskoczenia, wywołał mnóstwo spontanicznych emocji, dodał siły i umocnił pielgrzymów duchowo.
O swoim przeżyciu tak opowiada jeden z głównych porządkowych, Marcin: To było coś niesamowitego. Byłem wtedy na skrzyżowaniu i kierowałem ruchem. Dlatego nie było mnie wśród tych co wnosili Maryję. Jednak później jeden z kolegów umożliwił mi to. Jestem ogromnie wzruszony. To tak, jakbym niósł na swoich ramionach Matkę Bożą”.
Ten moment zostanie w pamięci wielu pielgrzymów na długo. W tym roku pierwszy raz w historii Warszawskiej Pieszej Pielgrzymki i w historii Peregrynacji, te dwa Maryjne wydarzenia spotkały się ze sobą. Maryja nie tylko czekała na Jasnej Górze na swoje dzieci, idące ze Stolicy, ale wyszła im na spotkanie. Matka Boża zawsze zjawia się tam, gdzie dzieci Jej najbardziej.
W obecnych czaszach przed pątnikami karawany warszawskiej stoi bardzo ważne zadanie. To oni po powrocie mogą stać się światłem, które rozproszy mrok współczesnych ciemności, odpowiedzieć na zaproszenie Matki: „Uczyńcie cokolwiek Wam powie”.
Jolanta Marchwacka
Fot. Jolanta Marchwacka