Ginekolog-położnik Tadeusz Wasilewski: Usłyszałem: „Ufaj Panu Jezusowi”. Tego dnia Kościół świętuje nawrócenie św. Pawła

– Pewnej nocy trzy razy ktoś do mnie powiedział: „Ufaj Panu Jezusowi”. Później, przez kilka tygodni, niemal jak w filmie, Pan Bóg pokazywał mi, że mam szanować ludzkie życie. Pan Bóg przemieniał moje serce. Pokazywał mi, że powinienem odejść od in vitro – mówi tegoroczny laureat nagrody „Przyjaciel życia”, Tadeusz Wasilewski, lekarz ginekolog położnik, założyciel Kliniki „NaProMedica”.

Słowa „Ufaj Panu Jezusowi” usłyszał w dzień nawrócenia św. Pawła Apostoła. Takich „przypadków” było w jego życiu więcej. Prosił Boga, by mógł przepracować w naprotechnologii przynajmniej 14 lat, żeby wyrównać te 14, które poświęcił in vitro.

18 stycznia 2025 r. w Krakowie podczas uroczystej gali Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka wręcza kolejne nagrody „Przyjaciel życia”.

Źródło: Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka | Kraków | 14.01.2025
Tekst opracowany na podstawie oryginalnych materiałów źródłowych przez EWTN Polska.
Dziękujemy, że czytasz ten artykuł. Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszamy do zapisania się do newslettera.

Karolina Krawczyk: Przez 14 lat pracował Pan, wykonując procedury in vitro. Dlaczego zaczął Pan stawiać sobie pytania o etyczną stronę tej metody?

Lek. Tadeusz Wasilewski: Na początku rozmowy chcę podziękować Panu Bogu, bo to On stoi za zmianą mojego postrzegania in vitro. To On wskazał, jak ważna jest prawda, że połączenie się komórki jajowej z plemnikiem jest poczęciem człowieka, jest początkiem ludzkiego życia. Zrozumiałem, że jako lekarz nie mogę być zagrożeniem dla rozpoczynającego się życia, nie mogę działać, aby życie to przestało istnieć.

Procedura in vitro, w której komórki jajowe i plemniki są łączone poza organizmem matki i hodowane w warunkach laboratoryjnych, wiąże się z możliwością śmierci człowieka na tym wczesnym etapie rozwoju zarodkowego. Nawet jeśli ta procedura jest wykonywana z najbardziej szlachetnych pobudek – nie daje stuprocentowej gwarancji, że każda osoba ludzka powołana poza organizmem mamy przetrwa.

Ktoś może powiedzieć, że ani nie jest wierzący, ani też te dwie połączone z sobą komórki nie są jeszcze człowiekiem, więc nie ma etycznych i moralnych problemów z tym, żeby skorzystać z in vitro.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Nie trzeba być osobą wierzącą, wystarczy znać podręcznik do biologii dla uczniów szkoły podstawowej i definicję, że nowe życie zaczyna się od połączenia komórki jajowej z plemnikiem. W każdej książce medycznej do embriologii, pediatrii czy ginekologii już na pierwszych stronach znajdziemy tę definicję początków ludzkiego życia. Z definicją biologiczną nikt nie powinien dyskutować, każda próba ustalenia tego początku w jakimś innym momencie jest po prostu manipulacją.

Tymczasem w dzisiejszym świecie są próby zmiany definicji początków ludzkiego życia, na przykład przesunięcia go na okres po urodzeniu! Mówiąc inaczej – dopóki dziecko się nie urodzi, nie jest człowiekiem. W tym miejscu odwołajmy się do badań psychologii prenatalnej, które wskazują, że już w fazie embrionalnej, czyli w pierwszych tygodniach życia, człowiek czuje, słyszy i pamięta. Mamy też publikacje dotyczące in vitro o stresie biochemicznym, na który są narażone embriony w fazie przedimplantacyjnej.

Zanim przejdziemy do rozmowy o różnicach między in vitro a naprotechnologią, proszę opowiedzieć o tym, w jaki sposób doszło do Pana przemiany?

Lek. Tadeusz Wasilewski: Wszystko zaczęło się od słów, które usłyszałem pewnej nocy. Przebudziłem się, i wtedy trzy razy ktoś do mnie powiedział „ufaj Panu Jezusowi”. Szybko zorientowałem się, że to są słowa podobne do tych z Koronki do Miłosierdzia Bożego. Później, przez kilka tygodni, niemal jak w filmie Pan Bóg pokazywał mi, że mam szanować ludzkie życie, także to na etapie rozwoju zarodkowego. Moje serce zaczęło być wrażliwe na każdy, nawet najmniejszy przejaw życia. Dochodziło do tego, że nie mogłem stanąć na trawniku, bojąc się, żeby nie zadeptać jakiegoś żyjątka. Byłem tym zaskoczony. Tak dzień za dniem Pan Bóg przemieniał moje serce. Krok po kroku pokazywał mi, że powinienem odejść od programu in vitro.

W dniu, a w zasadzie w nocy, kiedy usłyszał Pan słowa „ufaj Panu Jezusowi” w Kościele obchodzimy święto nawrócenia świętego Pawła.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Tak, to prawda. Wtedy o tym nie wiedziałem, ale po jakimś czasie się zorientowałem, co to za data. „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” były skierowane także do mnie. Nie wierzę, że to był przypadek. Takich „przypadków” było za dużo w moim życiu. Podam pani inny przykład: w Polsce pierwsze dziecko urodzone z programu in vitro przyszło na świat w Białymstoku w 1987 r. Pierwsza klinika naprotechnologii, czyli nasza NaProMedica, też jest w Białymstoku. Z tym miastem związany był ksiądz Michał Sopoćko, spowiednik świętej siostry Faustyny. To jej Pan Jezus nakazał, żeby na obrazie Jezusa Miłosiernego umieściła słowa „Jezu, ufam Tobie”. Właśnie te słowa usłyszałem.

Jakie to uczucie zostawić karierę po 14 latach i wchodzić w nieznane?

Lek. Tadeusz Wasilewski: Rzeczywiście trzeba przyznać, że w tamtym czasie byłem już bardzo wykwalifikowanym pracownikiem, a medycyna akademicka stała przede mną otworem. Lekarzy, którzy wykonywali procedurę in vitro, było w Polsce naprawdę niewielu. Doszedłem do momentu, w którym mogłem szkolić swoich następców. Po latach pracy w programie in vitro miałem wiele osiągnięć – pacjenci przesyłali listy, dzwonili z podziękowaniami za szczęście, które im się narodziło. A ja wtedy, w 2007 roku, podjąłem decyzję, że więcej do in vitro nie przyłożę ręki.

Natrafił Pan na naprotechnologię, która zmieniła całe Pana zawodowe życie.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Miałem kontakt z dr. Thomasem Hilgersem z USA, który jest twórcą naprotechnologii. Patrzył on na pacjentów cierpiących z powodu niepłodności holistycznie, poszukując przyczyn niepłodności w układzie rozrodczym kobiety i poza nim. Zwracał uwagę na operacyjne leczenie niepłodności. W Europie uczniem doktora Hilgersa jest doktor Phil Boyle z Irlandii, który wzbogacił metodę o własne badania. Moment, kiedy się z nimi zetknąłem, był tym samym, w którym Pan Bóg mi pokazał, że powinienem zostawić in vitro. Zaczynałem więc z wielką wiarą i ufnością Panu Bogu…

… i z kredytem hipotecznym. Niektórzy mówili, że straci Pan dom.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Tak, zaczynałem z kredytem powyżej uszu. Liczyłem się z tym, że mój dom nie będzie już moim domem… Przede wszystkim musiałem poszerzyć wiedzę w zakresie diagnostyki całego człowieka, nie tylko układu rozrodczego. Uczyłem się, jaki wpływ na prokreację mają np. choroby przewodu pokarmowego. To zresztą niesamowite, jak układ pokarmowy czy chociażby żywienie wpływają na płodność.

Pańską wiedzę weryfikowali pacjenci.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Szczęśliwie mogę powiedzieć, że jest ich coraz więcej i więcej. Do mojej kliniki przyjeżdżają ludzie z całego świata: nawet z Kanady, Nowej Zelandii czy Australii. Ci ludzie idą dalej w świat i opowiadają o tej metodzie, o innym od in vitro sposobie leczenia niepłodności małżeńskiej. To rzecz nie do przecenienia, bo rozprzestrzenia się wiedza o medycynie prokreacyjnej, której częścią jest naprotechnologia.

Jakie są najważniejsze różnice pomiędzy in vitro a naprotechnologią?

Lek. Tadeusz Wasilewski: Program in vitro widzi niepłodność jako przeszkodę w poczęciu dziecka, którą można ominąć dokonując zapłodnienia poza organizmem kobiety. Z kolei medycyna prokreacyjna skoncentrowana jest na odnalezieniu i usunięciu przyczyn tej przeszkody i przywróceniu naturalnej płodności kobiety i mężczyzny. In vitro oferuje postępowanie objawowe, a medycyna prokreacyjna przyczynowe. Po przywróceniu zdrowia małżonków następne poczęcia mogą zachodzić naturalnie, bez interwencji medycznych, natomiast procedury in vitro muszą być powtarzane, by prowadzić do kolejnych ciąż.

W medycynie prokreacyjnej używamy pojęcia obniżonej płodności (ang. hypofertility). Odnosi się ono do pacjentów, u których wykluczone zostały przeszkody anatomiczne, dla zwrócenia uwagi, że niepłodność może być stanem przejściowym, odwracalnym. Płodność jest niezwykle czułym wskaźnikiem ogólnego stanu zdrowia.

Co zatem może wpływać na obniżenie płodności?

Lek. Tadeusz Wasilewski: Obniżenie płodności obserwujemy w sytuacjach, gdy choruje tarczyca, wątroba czy jelito – ich wyleczenie przywraca płodność. Podobnie hormon stresu, kortyzol, ją obniża, zarówno w sytuacjach przewlekłego stresu, jak i pod wpływem nagłych, trudnych wydarzeń.

Wspomniał Pan, że in vitro jest leczeniem objawowym.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Program in vitro polega na hormonalnej stymulacji jajników kobiety w celu uzyskania optymalnej ilości komórek jajowych, które łączy się z plemnikami poza organizmem kobiety, w warunkach laboratoryjnych. Stąd nazwa „in vitro”, czyli „w szkle”. Nasienie pozyskiwane jest na drodze masturbacji. Po okresie hodowli laboratoryjnej umieszcza się je w jamie macicy kobiety. Trzeba mieć świadomość, że żeby urodziło się jedno dzieciątko, musi obumrzeć kilka, nawet dziesięć innych zarodków ludzkich, czyli dzieci na najwcześniejszym etapie rozwoju. To jest cena skuteczności tego programu.

Po drugiej stronie mamy leczenie przyczynowe.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Medycyna prokreacyjna jest wielodyscyplinarnym obszarem, obejmującym – poza ginekologią i położnictwem – także endokrynologię, immunologię, medycynę metaboliczną, medycynę żywieniową, nutrigenetykę, alergologię, gastroenterologię, choroby infekcyjne, psychologię a także naprotechnologię.

Różnice między omawianymi metodami dotyczą też długofalowego stanu zdrowia dzieci. Dla przykładu diabetolodzy chińscy zwrócili uwagę na zwiększone ryzyko metabolicznych zaburzeń sercowo-naczyniowych, przedwczesnej miażdżycy u dzieci w wieku sześćdziesięciu lat urodzonych z in vitro, w porównaniu z dziećmi poczętymi naturalnie.

Trzeba podkreślić, że zarówno naprotechnologia, jak i in vitro są obarczone ryzykiem utraty ciąży. Każdy lekarz wie, że codzienność nie składa się tylko z radości z powodu dodatniego testu ciążowego i prawidłowego przebiegu ciąży.

Ktoś znowu może powiedzieć, że zarodek to nie człowiek, że jeszcze nie ma serduszka, nie czuje bólu… „Argumentów” jest sporo.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Z definicją początków życia nie da się dyskutować. Wiele mówią też pacjenci. Kiedy w programie in vitro po mechanicznym połączeniu komórek jajowych z plemnikami czekaliśmy na możliwość transferu zarodka do jamy macicy, pacjenci pytali: „Czy nasze dzieci się rozwijają?”, „Czy zarodki żyją?”, a ich obumarcie spotykało się ze łzami i rozpaczą. Rodzice tych dzieci doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to był człowiek. Nawet niewierzący z biologią nie mogą dyskutować.

Czy naprotechnologia jest metodą opartą o EBM (Evidence Based Medicine)?

Lek. Tadeusz Wasilewski: Medycyna prokreacyjna korzysta z najnowszych osiągnięć badawczych wielu dziedzin medycyny. W publikacjach naukowych naszej Kliniki w recenzowanych czasopismach, przedstawiamy m. in. temat biochemii niepłodności (Clinica Chimica Acta, 2020) oraz biochemiczne endofenotypy niepłodności u naszych pacjentów (Journal of Clinical Medicine, 2023). Zwracamy uwagę na funkcjonalne powiązania między narządami współdziałającymi w utrzymaniu płodności. Wychodzimy daleko poza naprotechnologię, która powstając wiele lat temu nie uwzględniała np. osiągnięć genetyki żywienia, medycyny mitochondrialnej czy roli jelita i mikrobiomu jelitowego.

Jak oceniłby Pan rozwój środowiska naprotechnologii w Polsce?

Lek. Tadeusz Wasilewski: Kiedyś doktor Hilgers powiedział, nie ukrywając zaskoczenia, że w Polsce naprotechnologia rozwija się nad wyraz dynamicznie, jak chyba w żadnym innym kraju na świecie. Rzeczywiście tak jest, przez ponad 15 lat (NaProMedica została otwarta w 2009 r.), zebraliśmy w Polsce liczne środowisko specjalistów.

Może przytoczyć Pan konkretne liczby? Ilu lekarzy zajmuje się naprotechnologią?

Lek. Tadeusz Wasilewski: W każdym mieście akademickim jest ośrodek leczenia metodą naprotechnologii. Można mówić o ok. 60-70 lekarzach, to nie są tylko ginekolodzy, lecz także endokrynolodzy, interniści, pediatrzy. Wielu młodych lekarzy interesuje się tym tematem. Są też doświadczeni ginekolodzy, którzy do tej pory wykonywali inseminacje, ale zechcieli spojrzeć na ludzką płodność inaczej i z ciekawością sięgają po medycynę prokreacyjną i rezygnują z in vitro. Nie jestem odosobniony w tym, że porzuciłem in vitro.

Po ponad 15 latach pracy w NaProMedice widzę, jak bardzo można być efektywnym w działaniu wykorzystując podejście wielodyscyplinarne. Ta metoda jest naprawdę skuteczna.

Na początku zmiany swojej ścieżki zawodowej zarówno w środowisku in vitro, jak i naprotechnologii czuł się Pan czarną owcą…

Lek. Tadeusz Wasilewski: Kiedy zostawiłem in vitro, środowisko naprotechnologów patrzyło na mnie z nieufnością. Byłem tym kimś z drugiej strony barykady. Z kolei koledzy, których znałem z czasów mojej pracy przy in vitro, nie rozumieli mojej decyzji o odejściu do naprotechnologii. Więc i tu i tu spotkałem się z niedowierzaniem. Te początki nie były łatwe. Muszę przyznać, że do dziś mam kontakt z kolegami, którzy wykonują in vitro. Uważam ich za świetnych fachowców, którzy wybrali swój zawód z powołania. Kiedy mówię o programie in vitro, staram się pokazywać negatywne strony metody, a nie oskarżać ludzi, którzy się tym zajmują. To dla mnie bardzo ważne. Oczywiście są ludzie związani z in vitro, którym nie podoba się to, że mówię, iż nie jest możliwe zapłodnienie pozaustrojowe bez śmierci dzieci na tym etapie zarodkowym, ale nie cofnę się ani na krok. Po prostu wiem, że Pan Bóg ode mnie oczekuje, żebym mówił o spotkaniu z Nim i o tym, że istnieje gałąź medycyny prokreacyjnej, która jest skuteczna, a która nie przyczynia się do śmierci.

Mówi Pan o zarodkach ludzkich jako o swoich najmniejszych pacjentach.

Lek. Tadeusz Wasilewski: Bo nimi są. Zrozumiałem, że najmniejsze istnienia ludzkie, te na etapie rozwoju zarodkowego, nie mają głosu. One nie umieją uciekać, nie umieją głosować, mówić, nie mogą się bronić. Dziś wiem, że to są moi najmniejsi pacjenci. Warto więc, żebyśmy my, zwłaszcza personel w białych fartuchach, stanęli w ich obronie. Nie tylko to dziecko, które mówi „mama” czy „tata”, które się rozpłacze, jest moim pacjentem. Także to najmniejsze istnienie ludzkie wymaga od nas i wiedzy, i opieki.

Kiedy wykonuje się USG w 4-5 tygodniu od poczęcia, już można zauważyć bicie serduszka. Zawiązek serca zaczyna bić około 18., 21. dnia życia! Nie mam żadnych wątpliwości, że zarodek to najmniejsze istnienie ludzkie, które już wymaga opieki, bo jest bezbronne. Wiele razy modliłem się o to, żeby móc przepracować w naprotechnologii przynajmniej 14 lat, żeby jakoś wyrównać te 14, które poświęciłem in vitro.

Udało się.

Lek. Tadeusz Wasilewski: I powiem pani, że kiedy ten dzień nastał, odetchnąłem z ulgą. Mimo iż wiem, że nikt nie wróci życia tamtym dzieciom, to staram się nie patrzeć na to, co było, a skupiać się na tym, co przede mną. Mam świadomość, że wiedzę, którą mi dane było zdobyć przez te wszystkie lata, powinienem wykorzystywać dla dobra innych i dzielić się nią dopóki mi starczy sił. Przez te wszystkie lata towarzyszył mi opiekun życia „od poczęcia do naturalnej śmierci”, mój osobisty opiekun, święty Polak i papież, Jan Paweł II.


Zbieramy i opracowujemy informacje dla Ciebie i dzięki Tobie, ale bez Ciebie nas nie będzie

Przeczytaj także

Przewodniczący Episkopatu zaprasza na 3 maja na Jasną Górę

Maryi, Królowej Polski powierzajmy wszystkie nasze sprawy – zachęca Przewodniczący Episkopatu Polski abp Tadeusz Wojda SAC, zapraszając do Częstochowy na główne obchody uroczystości NMP...

Co mówi nam o papieżu Franciszku miejsce jego ostatniego spoczynku?

Przybliżamy wyjątkowe znaczenie bazyliki Santa Maria Maggiore – świątyni, która od początku pontyfikatu była dla papieża miejscem szczególnej modlitwy i zawierzenia Matce Bożej. Więcej artykułów...