29 LIPCA 2022: MSZA OLSOK W KATEDRZE W NIDAROS

Mądrości 10:10-14: Mądrość pomogła mu przeciwko jego ciemiężcom.

Jakuba 1:2-4,12: Szczęśliwy człowiek, który oparł się pokusie

Mateusza 16:24-28: Aż ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego w swej królewskiej mocy

Ewangelia, którą usłyszeliśmy, jest punktem zwrotnym w głoszeniu Jezusa Chrystusa.

Jesteśmy w Cezarei Filipowej. Pan przemawiał do dwunastu: „A Wy, za kogo wy mnie uważacie?”, a Piotr odpowiedział w ich imieniu:
„Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego.” Po tym następuje obietnica Jezusa dla Piotra, słowo wypisane złotymi literami nad grobem apostoła
i ołtarzem wyznawców Piotra. Obietnica, że moce piekielne nie przemogą Kościoła.

Już wtedy ta obietnica wywołała konsternację. Czy mamy rozumieć słowa Jezusa, jako że ziemska pomyślność Kościoła jest zapewniona? Przynajmniej Piotr chyba tak to rozumiał. W tym samym momencie, kiedy Jezus zapowiada uczniom swoje cierpienie i śmierć, Piotr wyraża to niedowierzanie. Jezus gani go surowo: „Nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku”.  Czyż nie wszyscy to robimy, w dużej mierze, spontanicznie? Aby zrozumieć, czego chce Bóg, musimy nauczyć się myśleć inaczej.

W dzisiejszym fragmencie Ewangelii Pan kontynuuje tę rozmowę z Apostołami i pogłębia znaczenie krzyża. Apostołowie słyszą, że powołanie, by nieść krzyż nie dotyczy tylko Pana, ale także apostołów – co więcej, także nas. „Jeśli ktoś chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje”. Weź swój krzyż i chodź za mną”. To kryterium dotyczy „wszystkich” bez wyjątku.  Jak zawsze, gdy chodzi o wiarę, nacisk kładzie się na wolną wolę.

To, że Bóg szanuje naszą wolną wolę, jest wielką tajemnicą. „Czy chcesz stać się zdrowym?” pyta raz Pan (J 5,6). Innym razem mówi, „niech Ci się stanie jak chcesz” (Mt 15,28). W każdym sakramencie kościelnym stawiane jest pytanie: „Czy chcesz?”. Wyraźne „tak” jest konieczne, aby czynność została dokonana. To pytanie zadawane jest w trakcie zaślubin, przy składaniu ślubów i przy święceniach.

Dobrowolność jest warunkiem koniecznym przyjęcia konwertytów, a także leży u podstaw sakramentu bierzmowania. Zanim otrzymamy komunię, kapłan trzyma przed naszymi oczami konsekrowaną hostię i mówi: „Ciało Chrystusa”. Odpowiadamy „Amen” i w ten sposób uznajemy obecność Pana. Ale nie tylko. Potwierdzamy również, że dobrowolnie i bezinteresownie trwamy w przymierzu, które ten sakrament konkretyzuje, przymierzu we krwi Jezusa. Przystępując do komunii, deklarujemy: „Tak, przyjmę komunię i wieczne przymierze zawarte na krzyżu dla zbawienia świata”.

Czyniąc to, wszyscy jesteśmy świadomi naszej słabości. Wszyscy jesteśmy grzesznikami! Wszyscy potrzebujemy Bożej łaski i ciągłego przebaczenia. Wszyscy potrzebują miłosierdzia tych, którzy wierzą razem z nami. Eucharystia nie jest nagrodą za dobre zachowanie, ale chodzi o coś większego: że zostaliśmy włączeni w ofiarę Chrystusa na krzyżu. Więc oczekujmy tej samej uczciwości od siebie i od innych, której także oczekuje od nas Bóg. Bo w obliczu tego sakramentu pyta bowiem: „Czy wytrwasz przy mnie?”. Jeśli powiem „Tak! Amen!” na to, musimy wykazać się tym samym we wszystkich innych decyzjach, które podejmujemy. Niech nasze „tak” będzie tak, nasze nie – nie
(Mt 5,37).

Pan mówi dalej o relacji pomiędzy tym światem a Królestwem Bożym. Tutaj musimy czasem dokonywać radykalnych wyborów, bo sojusz ze światem, nawet jeśli całkowicie go wygramy, może kosztować naszą duszę, naszą tożsamość. A gdy stracimy naszą istotę, gdy będziemy niczym, to jakie to ma znaczenie, co mam? Przez wieki widzieliśmy próby zrównanie królestwa Bożego ze światem. Taki wielki eksperyment. Cesarze bizantyjscy, na przykład, podjęli się takiego wielkiego eksperymentu, z którego nic nie zostało. Na Zachodzie my, katolicy, lubimy idealizować średniowiecze:

Wyobrażamy sobie, jacy wszyscy byli wtedy pobożni, jak bezustannie wyśpiewywali pieśni gregoriańskie i z jaką gorliwością pościli w piątki. Jeśli zajrzymy do źródeł, widzimy jak Europa trwała w ciągłym napięciu, mimo że chrześcijaństwo było uznawane za religię dominującą. Współczesna próba zrównania agendy państwowej z sprawą Bożą ma obecnie miejsce w Rosji.

Ważny apel międzynarodowych przedstawicieli Prawosławia, dzięki Bogu, potępiło tę próbę jako absurdalną i heretycką. W 2022 roku my, katoliccy chrześcijanie, w następstwie synodu, stworzyliśmy piękną wizję otwarcia świata na Chrystusa.

Na początku lat sześćdziesiątych pamięć o II wojnie światowej była jeszcze na tyle silna, że zaszczepiła wiarę, że ludzkość potrafi odnowić się po tak przytłaczającej traumie. Chociaż trudno nam to dzisiaj pojąć, gdy widzimy jaką burzę wywołały ostatnie dziesięciolecia.

Pamiętajcie więc o ostrzeżeniu Ewangelii. Złudne jest myślenie, że ze światem możemy wygrać. Jeśli spróbujemy, ryzykujemy naszą duszę. Nie jest to też nawet cel, do którego mamy dążyć. Mamy wziąć i nieść Ewangelię nieskalaną aż po krańce ziemi: takie jest przykazanie Chrystusa. Jednostronne wyznanie Chrystusa powinno pozostać zjawiskiem marginalnym, jak to miało miejsce przez wszystkie czasy.

Naszym powołaniem nie jest wygrywanie czegokolwiek ale być wiernym; żyć jako świadkowie Chrystusa, świat może wzgardzić naszym świadectwem. Nie demonizujmy jednak świata. Syn Boży przyszedł, aby go odkupić. On kocha świat. My mamy czynić to samo.

Powinniśmy szanować naszych bliźnich. Większość ludzi chce tego, co dobre, problem w tym iż ich koncepcje dobra są wypaczone  Obecnie wielu uważa, że wkroczyliśmy w zupełnie nową epokę, która wymaga nowych kategorii, nowej interpretacji na wszystkich poziomach. Uważam, że jest to puste gadanie. Uważam, że mamy do czynienia z typowym dla naszych czasów przejawem oszustwa, które w rzeczywistości jest banalnym złudzeniem, które wg arcybiskupa Eysteina , Olaf napotkał to samo oszustwo, gdy po raz pierwszy głosił chrześcijaństwo Norwegom.

Ludzie prawdopodobnie słyszeli już o wierze”, pisze Eystein, ale uważał, że jest ona zbyt skomplikowana, by żyć według niej.

Łatwiej jest serfować na fali euforii postępu – w etycznym czy w politycznym sensie – niż zmierzyć się z pytaniem: „Czy istnieje Absolut, która czegoś ode mnie wymaga?”

Opór naszych czasów wobec wiary nie jest do końca oryginalny.

Dzisiejsza krytyka powtarza jedynie argumenty – jeśli można je tak nazwać – na które odpowiedzieli już Ojcowie Kościoła. W nich znajdujemy inspirację do przemyśleń. Ale możemy pójść jeszcze krok dalej. Być chrześcijaninem to widzieć teraźniejszość szerszej perspektywie, która sięga do wieczności.

Nasze pierwsze czytanie dotyczy doświadczenia bycia uciskanym i prześladowanym, narażonym na kłamstwa i poddawanym ciężkim próbom. Przeciwko wszystkim tym formom zamieszania, przepisane jest to samo lekarstwo: Mądrość.

Mądrość oznacza w biblii, osobistą moc i  wskazuje na Logos Ojca. Ale oznacza też to, co słowo to słowo to oznacza w języku potocznym: przeciwieństwo głupoty. Często myślę o tym, co Dietrich Bonhoeffer, luterański pastor i teolog, napisał po aresztowaniu w 1943 roku.

Był wolnomyślicielem, odważnym i mądrym. Tacy ludzie są zagrożeniem dla życia każdego systemu totalitarnego. Narodowi socjaliści, naziści musieli się go postawić przed sądem i uciszyć. Bonhoeffer napisał:

„…głupota jest bardziej niebezpiecznym wrogiem dobra niż zło. Przeciw złu można protestować, można je demaskować, w razie potrzeby można mu przemocą zapobiec. Zło obarczone jest zawsze zarodkiem samozagłady, gdyż pozostawia w człowieku co najmniej niesmak.

Wobec głupoty jesteśmy bezbronni. Protestami czy przemocą nic się nie wskóra, argumenty na głupiego nie działają, faktom, które przeczą jego uprzedzeniu, po prostu nie wierzy. W tych przypadkach staje się nawet krytyczny, a kiedy faktów ominąć nie można – odsuwa je zwyczajnie na bok, jako nic nie mówiące, sporadyczne przypadki. Nigdy już więcej nie podejmujmy próby przekonania głupca, odwołując się do sedna rzeczy. Jest to bezsensowne i niebezpieczne”

Jednocześnie, w przeciwieństwie do złego, głupi jest całkowicie zadowolony z siebie.

staje się nawet niebezpieczny, w tym sensie, że łatwo się irytuje i przechodzi do ataku.

Dlatego należy zachować większą ostrożność wobec głupich niż wobec złego”.

O świcie 9 kwietnia 1945 roku Bonhoeffer został powieszony we Flossenbürgu.

Wcześniej napisał do swojego przyjaciela biskupa George’a Bella:

„To jest koniec. Ale dla mnie początek życia”. Był ziarnem pszenicy zasianym w ciemnej ziemi.

 Ale jakie żniwo przyniosło to ziarno!  Tak, może wyglądać życie chrześcijańskie. Wygląda na to że także w naszych czasach.

Ma wymiar tragiczny, ale nie jest to ani smutne, ani gorzkie. Wręcz przeciwnie, cechuje je lekkość, radość, ludzkie ciepło i nieodparte dążenie do wolności.

O tym właśnie powinniśmy pamiętać dzisiaj, gdy obchodzimy święto św. Olafa, męczennika.

Amen.

Cała homilia do odsłuchania tutaj, od 40.00: