I Kongres Adoracyjny – Krzeszów 2023 r.
Dla tych co wolą obejrzeć:
Dla tych, którzy wolą przeczytać:
„Adoracja – instrukcja obsługi”. s. M. Teresa Pechman od Jezusa Królującego w Boskiej Eucharystii OCPA, Słupsk
Dostojni Goście, Uczestnicy Kongresu,
Zdając sobie sprawę, z tego jak ważne przeżywamy wydarzenie i jak wielki temat podejmuje kongres, „z drżeniem i bojaźnią” – by przywołać słowa św. Pawła – staję przed Państwem, by podzielić się swoimi refleksjami związanymi z adoracją eucharystyczną, której sama wciąż się uczę.
Charyzmatem Zakonu Sióstr Klarysek od Wieczystej Adoracji jest trwająca dzień i noc adoracja Jezusa-Hostii. Założyciele, poruszeni ewangeliczną historią o uzdrowieniu dziesięciu trędowatych, z których tylko jeden powrócił do Pana, by podziękować, ustanowili adorację w duchu dziękczynienia, by jak mówiła Matka Założycielka, M. Maria od św. Klary: „Jego Miłość Eucharystyczna była uwielbiona przez nieustanne dziękczynienie.” Każda z nas w ciągu dnia ma wyznaczoną swoją godzinę adoracji, podobnie w nocy. Ten czas nasze Konstytucje określają mianem „przywileju”. Myślę, że to świetne określenie adoracji.
Temat nasz brzmi: „Adoracja – instrukcja obsługi.” Kiedy weźmiemy do ręki przykładową instrukcję obsługi, zauważymy, że rozpoczyna się ona od definicji danego przedmiotu i określenia jego celów.
- Co to jest adoracja?
Nie mylmy adoracji z takimi technikami medytacyjnymi, które nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem. Tu nie chodzi o zdobywanie „stopni wtajemniczenia”, ćwiczenie się czy wyjście poza swoją osobę. Adoracja chrześcijańska to spotkanie Boga z człowiekiem, spotkanie człowieka z Bogiem. To rozmowa, bycie przy sobie, zapatrzenie. Bo tu nawet nie chodzi o nas, o osiągnięcie auto-sukcesu, ale o doświadczenie Boga, który jest żywy, realnie obecny pośród nas. Istotą adoracji jest rozmowa duszy z Panem.
Pamiętają Państwo, scenę z Księgi Wyjścia: Mojżesz zbliżając się do gorejącego krzewu słyszy głos Boga, który nakazuje mu zdjąć sandały, gdyż ziemia, na której stoi jest ziemią świętą. Święta jest przestrzeń modlitwy. Kard. Ratzinger w książce „Duch liturgii” napisał, że „każdy czas jest czasem Bożym”. Adoracja, modlitwa to święty czas Boga, czas dla Boga. Kaplica jest przestrzenią świętą, w której ważne jest zachowanie ciszy, porządku, skupienia, także innym nie przeszkadzać; spokój i samotność świątyni pomagają w skupieniu duszy. Kaplica nie jest takim samym pomieszczeniem jak inne. Tam gdzie jest Eucharystia, tam niebo łączy się z ziemią. W słupskiej kaplicy, sklepienie nad tronem wstawienia od lat pomalowane jest na kolor błękitny, są nawet gwiazdy. Sklepienie nieba. Gdy trwamy na adoracji, jesteśmy najbardziej na swoim miejscu. Dla mnie, Jezus w Hostii jest objawieniem najpiękniejszego Imienia Boga: „Ja Jestem”. Tajemnica prostoty Boga zawsze mnie dotykała. Kiedy w liceum zastanawiałam się nad powołaniem, poruszało mnie podczas Mszy św. kiedy kapłan, po konsekracji, kładł Hostię św. na ołtarz i kontynuował modlitwy, wszystko toczyło się dalej, a Pan leżał cicho i pokornie. Często wtedy przenikało mnie pragnienie bycia przy Nim. I ta myśl: być za tych których nie ma, kochać za tych, którzy nie kochają, wierzyć, za tych którzy nie wierzą, przepraszać za tych, którzy nie przepraszają, dziękować za tych, którzy nie dziękują.
2. „Instrukcję obsługi” może dać jedynie Duch Święty.
Modlitwa nie jest naszym dziełem, choć zależy od naszej współpracy z Łaską, to dzieło Boga. W mądrości kartuzów znalazłam sentencję: „modlitwa to podróż do nieba.” Podróżujemy dzięki ufności i wierności, które stanowią życie wewnętrzne. Potrzeba śmiałego zaangażowania w bliskość z Bogiem. Zanurzyć się w tą Miłość z pewnością, że jesteśmy tak bardzo umiłowani. Zawierzenie jest początkiem naszego duchowego życia, życia w Bogu. Każdy ma swoją drogę i choć trwamy w jednej wspólnocie Kościoła świętego, każdego Bóg prowadzi inaczej. I dla każdego Duch Święty pisze inną „instrukcję obsługi”. Na adoracji stajemy w obliczu Prostoty wszechpotężnej Miłości, a jest to konfrontacja z naszą zdolnością do kombinowania, układania wszystkiego po swojemu i poszukiwania nieustannie nowych wrażeń. Bóg jest prostotą, potrzeba byśmy i my stawali się prości. Być przy Panu – bo nie mamy adorować siebie, ale Jego. Jezus powołuje uczniów, by Jemu towarzyszyli dokądkolwiek się uda. W monstrancji jest Bóg, nie my, choć w Bogu odkrywamy prawdę o sobie.
- Przychodzę na adorację i co mam czynić?
Trzeba nam przychodzić na adorację bez względu na to, co czujemy, jak siebie oceniamy – Jego Obecność jest dla każdego. A gdy już przyjdziemy, co mamy czynić? Zdefiniowałabym to tak: być, patrzeć, wejść w ciszę, zawierzyć, wytrwać i dać się przemienić, by stać się „eucharystycznym”. Niech ta chwila adoracji będzie utęskniona, pożądana. W tym rozmiłowaniu się w adoracji, pomaga rozmiłowanie się w Ofierze Eucharystycznej. Czy wierzę w miłość Boga do mnie, tę miłość ukrytą i objawioną w Eucharystii?
- Być.
Adoracja rozpoczyna się od bycia. Warto wyznaczyć sobie konkretny czas, uczynić postanowienie i być wiernym. Bóg zawsze jest, to my na różne sposoby, błądzimy zanim trafimy na spotkanie. A nie zawsze nawet już będąc na tym spotkaniu, naprawdę na nim jesteśmy. Ile razy doświadczamy, że nie mamy ochoty, jakby wszystko mówiło nam, że nie warto. Nie można mówić, że chce się rozwijać relację z Bogiem, bez świętego czasu adoracji Przenajświętszego Sakramentu. Z relacją jest jak z kwiatem – jeśli go nie podlewamy, usycha i nie przynosi żadnych owoców. I nie ważne czy się ma ochotę czy nie – za kwiat jest się odpowiedzialnym zawsze, podobnie i my jesteśmy odpowiedzialni za to, co uczynimy z darem adoracji, który nam dał Pan. Chrystus jest naszym Mistrzem i Nauczycielem. Trzeba nam przyjrzeć się też Jego modlitwie, Jego zapatrzeniu w Ojca, byśmy wiedzieli, jak mamy adorować Boga. Na adoracji odkrywamy naszą zależność od Boga. Nasza adoracja polega przede wszystkim na łączeniu się ze spojrzeniem Jezusa na nas.
- Przygotowanie do adoracji – bliższe i dalsze.
W duchowości można znaleźć wskazówki o przygotowaniu bliższym i dalszym do adoracji. Bliższe to chwile tuż przed modlitwą, gdy staramy się o skupienie, uświadamiamy sobie przed Kim za chwilę uklękniemy. A dalsze? Myślę, że pięknie wyraża to tekst naszych ślubów: „całą siebie poświęcam nieustającej Pana naszego Jezusa Chrystusa w Przenajświętszym Sakramencie.” Coś podobnego wypowiadamy podczas modlitwy porannej, gdy zawierzamy nowy dzień, prace, radości i cierpienia Panu, na Jego większą chwałę, w duchu uwielbienia i „w duchu adoracji Przenajświętszego Sakramentu”. Wykonując pracę, możemy ją ofiarować, by Jezus w Hostii był uwielbiony. „Wszystko dla Jezusa-Hostii” – jak mówi motto sł. B. Matki Marii od Krzyża Morawskiej. Z dobrych czynów, z przyjętych cierpień, powstają bukiety, które ozdabiają tron eucharystyczny. To akty strzeliste wyrażające nasze pragnienie adoracji – jak westchnienie zakochanej, zakochanego, który odlicza minuty do spotkania z kochaną osobą.
- Pierwsze chwile adoracji. Formalny początek.
W naszym Zakonie gdy wchodzimy i wychodzimy z kaplicy, wykonujemy głęboki pokłon z ucałowaniem ziemi przez Jezusem-Hostią. Pamiętam, jakie zrobiło na mnie wrażenie, gdy miałam pierwszy raz wykonać ten gest. Nasunęło mi się porównanie do ucałowania skraju szaty Króla. Każdą godzinę adoracji rozpoczynamy odmówieniem hymnu Magnificat. Potem trzykrotne wezwanie: „przebacz, Panie, przebacz ludowi Twojemu i nie bądź na nas zagniewany na wieki” i odczytujemy akt adoracji, czyli krótka modlitwa dziękczynienia Bogu w Trójcy Jedynemu. Jest to formalny początek i zakończenie godziny adoracji. Taki porządek też zdaje się być istotny. Nadać sercu właściwy kierunek – rozpocząć od aktu miłości, ale także aktu wiary i pokory, że stajemy wobec Tajemnicy. Właściwym kierunkiem jest sam Bóg, dlatego od samego początku zabiegajmy o skupienie na Nim. Można podzielić czas adoracji na takie cztery części: 1. Uwielbienie; 2. Dziękczynienie; 3. Wynagrodzenia; 4. Błaganie – jednak zawsze słuchajmy, co nam podpowiada serce i Duch Święty. I nie zapominajmy patrzeć na Pana. Samo wpatrywanie się, w którymś momencie sprawia, że ogarnia nas cisza Jego Obecności. Usiąść w cieniu Boga, dać się otulić tą świętą ciszą.
- Czy zostawić codzienność za drzwiami kaplicy?
Można spotkać wskazania, że wchodząc kościoła wszystkie sprawy powinno zostawić się za drzwiami. Przyznam, że po upływie czasu, odkrywam jak niepełna jest owa rada. Kiedy klękamy przed Panem, mamy być szczerzy. Mamy być „cali”. Na kartach Pisma Świętego wiele razy pojawia się wezwanie, by przed Panem wylewać swoje serca. Moim zdaniem, gdy przychodzimy na adorację, nie bójmy się przynieść całej naszej codzienności. Nie zostawiajmy jej za drzwiami, bo nie chodzi o sztuczne odgradzanie się, takie „spinanie się” na siłę, ale złóżmy wszystko na początku modlitwy przed Panem. Wszystko Jemu zawierzmy (choć uwaga na zbytnie skupienie na sobie; by to nie zdominowało naszej modlitwy) i prośmy Ducha Świętego o łaskę wewnętrznego wyciszenia. Adoracja pozwala nam spalić nasze poglądy, nasz egoizm, zmienia nasze spojrzenie.
- Niczego nie planujmy.
Wiele razy przekonałam się, że idąc do kaplicy, można w myślach „wyreżyserować” tę godzinę adoracji – będzie tak a nie inaczej, przeczytam to, odmówię taką modlitwę itp. I najczęściej nic z tego nie wychodzi. A dzieje się tak dla naszej pokory. Jest to też lekcja, by nie szukać siebie. To Bóg „wyznacza zasady” – mogę mieć swoje oczekiwania, ale Bóg jest i tak niezależny od nich i ode mnie – zgodzić się na to, bo inaczej spotkam się z sobą samym albo z jakimś wyobrażeniem Boga, a to nie będzie prawdziwy Bóg.
- Bądźmy bezinteresowni.
Jezus ukryty w kruszynie chleba jest z nami z miłości i kocha bezinteresownie. Jestem dla drugiej osoby, chcę z nią być dla niej samej, ona niczego nie musi mi dawać, ale ja będę przy niej. Czy tak wygląda moja relacja z Panem? Ile razy przychodzę na adorację oczekując czegoś i wychodzę rozczarowana, bo nie było nic nadzwyczajnego. A przecież mogłam spędzić bezcenne chwila przy samym Bogu! Może ten czas gdy wydaje nam się, że wychodzimy z „pustymi rękoma”, jest dla nas próbą? Strażniczką przed upadkiem jest wierność. Uwielbiać Jezusa dla Niego samego. Uwielbiać Boga przez Jezusa – tu już wchodzimy w przestrzeń relacji Boskiego Ojca z Synem w Duchu Świętym.
- Nie oceniajmy naszej modlitwy.
W kontekście bezinteresowności, nasuwa się przestroga: nie oceniajmy czasu modlitwy. Zostawmy to Panu Bogu. Ojcowie duchowości mówią, że nie ma większej przeszkody dla rozwoju duchowego jak analizowanie, na jakim etapie życia duchowego się znajdujemy – to odwrócenie spojrzenia od Boga a ponowne skierowanie wzroku na siebie, a jak powie św. Franciszek Salezy: „ten, kto się gorliwie modli, nie wie, czy jest rozmodlony czy nie, ponieważ nie myśli o modlitwie, ale o Bogu.” Sama tak często doświadczam, ile np. zniechęcenia rodzi się w sercu właśnie wówczas, gdy zaczynam oceniać swoją modlitwę, i wcale to nie jest dobre. Potrzeba wewnętrznej wolności, zdania się na Pana.
- Co robić podczas adoracji? Nie jesteśmy sami.
Jeśli chodzi o mnie, odkrywam, że nieraz cała godzina, albo znaczna jej część, upływa na powtarzaniu krótkich wezwań, np.: przyjdź Duchu Święty, przymnóż mi Panie wiary albo po prostu: Abba, Tatusiu, lub powtarzam w myślach wers jakieś pieśni i patrzę. Wraz z nami Pana adorują Aniołowie. Nade wszystko jest Matka Najświętsza. Na każdej adoracji, proszę Matkę Najświętszą, by Ona ze mną i za mnie, adorowała Pana. Składam ten czas w Jej Niepokalanym Sercu. I to uświadamia mi, że ten czas nie jest mój, i przypomina, że mogę być bezpieczna, bo oddałam modlitwę w najlepsze ręce. Na adoracji nigdy – wbrew może naszym odczuciom – nie jesteśmy sami. Łączmy naszą modlitwę z modlitwą Nieba, z anielskim uwielbieniem, ze Świętymi – ta „komunia” to część naszej wiary.
- Patrzmy na Pana i odkrywajmy Jego spojrzenie.
Bóg patrzy na mnie, ja na Niego, ale przez Niego także na siebie. Bóg i ja. Patrzymy i jesteśmy. Czy czuję Jego spojrzenie? Czy zastanawiam się jak On na mnie patrzy? Jest to spojrzenie Tego, który wie o nas wszystko i kocha. Przypominają mi się takie adoracje – zwłaszcza te w nocy, kiedy szalała burza, wiał silny wiatr, krople deszczu obijały się o szyby, o dach, było tak bardzo nieprzyjemnie. A ja u stóp Pana – i naprawdę przenikało mnie poczucie bezpieczeństwa, bo jestem z Nim. Trudno to opisać.
- Mówić czy milczeć?
Czytając zapiski Świętych natrafiamy na słowa Pana, który prosi by Mu o wszystkim mówić – On wie, ale chce wsłuchiwać się w nasze serce. Relacja nie może rozwijać się bez dialogu, ten zakłada wsłuchiwanie się w drugą osobę. Adoracja to nie monolog. Bóg mówi w ciszy, to Jego uprzywilejowana przestrzeń. Jego eucharystyczna obecność jest dla nas tajemnicą, a odpowiedzią na tajemnicę może być cisza.
- Czy można czytać?
Sądzę, że nie ma nic złego w tym, że zaczerpniemy ze skarbca różnych modlitw, rozważań – ale po jakimś czasie ciszy. Trzeba niewątpliwie uważać, by adoracji nie zamienić w czas lektury. Sama nieraz na koniec adoracji otwieram Pismo Święte, by Słowo Pana, tak konkretne, było jakby zwieńczeniem tych chwil zapatrzenia. Te, powiedzmy, formalne modlitwy, mogą pomóc, gdy przeżywamy kryzysy, atakują nas rozproszenia, np. lektura rozważań może pomóc myślom wrócić na właściwe tory. Wsłuchiwanie się w głos Pana, zadawanie pytań, opowiadanie Mu. Nade wszystko – duchowe przytulenie i prostota serca.
- Co zrobić kiedy atakują nas rozproszenia, gdy różne myśli mącą pokój albo gdy źle się czujemy, zmęczenie zamyka nam oczy?
Nie popadajmy w przerażenie, nie obwiniajmy się, ale starajmy się o wyciszenie. Trzeba zwrócić uwagę na ciszę, powściągnąć ciekawość oczu, skupić się i niestrudzenie powracać do relacji z Bogiem. W prostocie, ale i w prawdzie o swoim stanie. Czuwać i przepędzać wszystkie niedobre poruszenia. Gdy zdarzy nam się przysnąć – to może rodzić poczucie zawodu, tak pragnęliśmy tej chwili, a tu jakby poczucie przegranego czasu – ale czy na pewno przegranego? Przecież byliśmy, przyszliśmy wiernie do Pana, nie szliśmy z myślą, by teraz specjalnie spać, a On zna doskonale nasze człowieczeństwo, może to była chwila wytchnienia od Niego?
- Nigdy jednak nie wolno się irytować. Przetrwać wiernie czas prób.
Irytacja zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna jest śmiercią życia duchowego. Trzeba oczyścić z goryczy słowa i myśli. Z akceptacją przyjmować trudy adoracji – jako ofiarowany dla Pana wysiłek. A co ja robię? Mówię do Jezusa: niech moje rozproszenia, bałagan myśli, ból, będzie dziś moją modlitwą, bo ja sama niczego nie dam rady uczynić. I jestem. A proszę uwierzyć, że to bycie jest nieraz ogromną łaską. Oczywiście, nie zawsze się udaje, wiele razy rozproszenia wygrywają, ale i przegraną trzeba oddać Panu. Gdy przychodzą pokusy, różne pytanie, trzeba trwać tak jak poprzedniego dnia, gdy ich nie było. Gdy przetrwamy pokusy, odkryjemy, że Bóg w sobie znany sposób wyprowadził z tego dobro. Ileż razy przychodząc na adorację, trzeba pokonać siebie. Bardzo trzeba nam dziękować właśnie za tę Bożą Łaskę, dzięki której przychodzimy, modlimy się i trwamy. Próby nie są przeszkodami, ale zaproszeniem do podążania w górę. Rzucić się z ufnością w tę ciemność. Przezwyciężanie trudności sprzyja nam, one umacniają i wyrabiają nas. Nie bójmy się posuchy, chwil modlitwy, na których niczego nie doświadczamy, nie czujemy. Nie bójmy się także emocji, módlmy się nimi. Módlmy się całym jestestwem, wszystkim, co jest w nas. Gdy czujemy się utrudzeni, nie rezygnujmy z adoracji, choćby miała być ona bardzo krótka. Wystarczy chwila, wołanie serca do Serca, czasem wołanie bez słowa. Gdy przychodzi myśl, że może swoją obecnością obrażamy Pana – szybko i stanowczo należy odrzucić tę podstępną pokusę i nadal trwać.
- Prostota modlitwy.
Nie szukajmy nadzwyczajnych doznań, ale cieszmy się, że spoczywa na nas Boże spojrzenie. Eucharystyczna Obecność Pana jest największą nadzwyczajnością, kard. Sarah powie, że „wybrać milczenie to wybrać coś nadzwyczajnego”.
- Co robić, gdy Bóg milczy?
Idąc na adorację, wchodząc w przestrzeń głębszej relacji z Panem, muszę mieć świadomość, że dojdzie do konfrontacji z milczeniem Boga. Pragniemy słowa, a ono nie jest dane. To moment naszego wewnętrznego napięcia. Odpowiedzią naszą będzie wytrwałość – ona zwycięża samego Boga. Usłyszymy Go w chwili właściwej, bylebyśmy tylko nie przestali słuchać. Już oczekiwanie na słowo, w ogóle oczekiwanie jest modlitwą. Istotna jest predyspozycja serca. Mieć cały czas serce wyczekujące i słuchające.
- Adoracja to modlitwa prośby, przebłagania (zadośćuczynienie), dziękczynienia i modlitwa wstawiennicza.
Adoracja to także modlitwa wstawiennicza „u stóp tronu łaski i miłosierdzia” – jak określany jest Jezus w Hostii – stanowi też część charyzmatu naszego Zakonu. Jesteśmy przed Panem w swoim imieniu, ale też w imieniu Kościoła, wszystkich ludzi. Modlimy się w intencjach poleconych, za Kościół, świat, ojczyznę, o nawrócenie grzeszników, wybawienie dusz czyśćcowych, to także przebłaganie za niewdzięczność, itd. W ten duchowy sposób jesteśmy odpowiedzialne za innych. To też pomaga zachować wierność. Mi może się nie chcieć, mogę mieć przeszkody wewnętrzne by iść na modlitwę, ale muszę pamiętać, że ktoś na to liczy. I tu uwaga, którą niedawno odkryłam – mamy modlić się za innych, ale nawet te osoby czy sprawy nie powinny nas zbytnio absorbować, chodzi o to, by nie odwracać uwagi od Boga; często zbytnie myślenie o innych i ich problemach, albo co gorsza o ich wadach i słabościach, jest pokusą bądź przeszkodą w modlitwie.
- Uwaga na rutynę
Kiedy dopada nas rutyna, nie rezygnujmy i nie bądźmy dla siebie sędziami bez wyrozumiałości. Miłość to nie tylko uniesienia – to wierność, podnoszenie się z upadków i podejmowanie dalszej drogi. Nigdy nie rezygnujmy. Choćby jedna chwila rezygnacji otwiera nas na pokusy, osłabia wolę, otwiera drzwi serca na niepokój, zwątpienie.
- Trzeba nam często pytać naszego serca, czy tęsknię za Panem?
Przyglądajmy się naszym pragnieniom, to też dobry weryfikator. Nie bójmy się tęsknoty. W chwilach poczucia wewnętrznej posuchy, tęsknota staje się życiodajną modlitwą i sprawia, że nie uciekamy, pomaga trwać.
- Zakończenie adoracji.
Jak zakończyć adorację? Dzięki chwilom na kolanach przed Bogiem żywym, wychodzimy mocniejsi, On wychodzi z nami.. Dlatego nie ważne jaka byłaby adoracja, czy serce doświadczyło poruszenia czy pustki – zakończmy ją dziękczynieniem. A gdy modlitwa była pełna np. rozproszeń i chcieliśmy „uciekać z niej” – jeśli to możliwe, choćby o kilka minut, przedłużmy adorację. Gdy czujemy, że za coś nie potrafimy podziękować, dziękujmy Ojcu za Jego Syna, za tę eucharystyczną Obecność Boga z nami. Bóg jest przez nas nie do ogarnięcia, dziękujmy za to uczucie nienasycenia.
- Czy adoracja trwa tylko w kaplicy?
Bywa że w czasie adoracji ktoś mnie zawoła, bo np. potrzebna jest pomoc, trzeba pójść do starszej współsiostry. Może w sercu rodzi się żal, że trzeba opuścić kaplicę, ale czy ja ją opuszczam? Udanie się z pomocą do chorej też jest modlitwą. Pięknie to powtarzali Święci, na czele ze św. Wincentym a Paulo – zostawiam Chrystusa dla Chrystusa. Adoruję Pana w tym, któremu przychodzę z pomocą. Muszę zostać w domu z chorym, nie mogę pójść do kościoła? Nie tracimy naszej modlitwy, tylko ona przybiera inną formą – mówimy o „adoracji duchowej”. Wszystko kryje się w odpowiedzi na pytanie, co wówczas dzieje się w sercu, gdzie ono jest? Bo nie można pójść na adorację zaniedbując obowiązki. Potrzebna jest adoracja, ale Bóg daje nam też zadania wynikające z naszego stanu i musimy je wypełnić. Św. Tereska powiedziała, że „modlić się to nie oznacza wiele mówić, ale wiele kochać.” Adorujmy Boga w naszych sercach, w sercach osób, z którymi się spotykamy. Relacja przyjaźni nie ogranicza się do przestrzeni kaplicy. Tu raz jeszcze mogę nawiązać do formuły naszych ślubów zakonnych – po słowach o poświęceniu się „nieustającej adoracji…” pada zdanie: „dlatego całym sercem oddaję się tej rodzinie zakonnej…” – powiązanie życia codziennego z adoracją.
- Adoracja dana nam jest przez Boga także po to by nas przemieniała.
– byśmy odkrywali jak jesteśmy umiłowani przez Boga; byśmy rozważając Jego eucharystyczne ofiarę, uczyli się kochać, stawali się piękni wewnętrznie i promieniowali na innych. Kard. Ratzinger napisał: „Celem Eucharystii jest nasze własne przemienienie, tak byśmy mogli z Chrystusem stać się jednym ciałem i jednym duchem” – czyli przemiana całego życia w adorację, a wtedy już nie będziemy mieli problemu, co robić w kaplicy, bo to będzie taka ciągłość, naturalne przejście.
- Być misjonarzem eucharystycznym
Gdy rozeznawałam powołanie, starałam się np. po szkole, zajść na dodatkową modlitwę do kościoła (albo było wystawienie Przenajśw. Sakramentu, albo po prostu przy tabernakulum) i często towarzyszyło mi przekonanie, że w chodzę w otwarte ramiona Umiłowanego. Eucharystia to przecież Boski Sakrament Miłości. I to przynaglenie, słowa św. Franciszka z Asyżu: „Miłość nie jest kochana”. Nasze trwanie na adoracji, troska o pielęgnowanie tej modlitwy, jest odpowiedzią na to wezwanie. Są jeszcze słowa Pana, które zapisał św. Jan Ewangelista. „Pragnę” i „Trwajcie, wytrwajcie w Miłości Mojej.” My, którzy klękamy przed Jezusem-Hostią, jesteśmy wezwani by stać się misjonarzami tej Miłości, misjonarzami Eucharystii i adoracji. Kard. Ratzinger pisał: „Kościół, w którym pali się wieczna lampka, żyje zawsze, jest czymś więcej niż kamienną budowlą; w kościele tym zawsze czeka na mnie Jezus Chrystus, woła mnie, chce mnie samym uczynić ‘eucharystycznym’.”
W swoich modlitwach dziękuję Bożej Opatrzności, że ma miejsce takie spotkanie jak to, w którym dziś uczestniczymy. To też dla mnie naprawdę osobiście wielka łaska. Mogę nawet powiedzieć, że Boża niespodzianka. Naprawdę, z całego serca zachęcam do odkrywania i trwania na adoracji Przenajświętszego Sakramentu.